Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ogniste pacholę nad wiek dojrzałe. Zdało się to bardzo łatwém, lecz Bolko, oprócz swych koni, psów, sokołów i wojennych zabaw nie lubił nic. Na dziewczęce zaloty odpowiadał śmieszkiem obojętnym, a gdy te szły zadaleko, z dumą je odtrącał. Tak samo zbył się natrętnéj Grety.
Jasnowłosa, na pozór łagodna istota, która patrzała takiemi niebieskiemi oczyma, jak spokojne lazurowych wód tonie, w których się niebo przegląda, pod tym pozorem trzpiotowatym i chłodnym miała niepohamowane namiętności. Jak pod kwiatami wąż, pod jéj uśmiechem dziecinnym chowało się zemsty pragnienie. Królowa, która wiedziała wszystko, domyśliła się i tego uczucia łatwo.
— A! — szepnęła do Grety dnia tego — jednego królewicza nie udało ci się pochwycić, za to drugiego weźmiesz gdy zechcesz tylko. Ten ci pomoże dopiec tamtemu, co tobą pogardził i obraził srodze. Probuj.
Greta nie miała dla pani tajemnic, jak królowa dla niéj, spojrzała w oczy Judycie, zarazem pytając ją i myśl jéj potwierdzając.
— O! Zbigniew — śmiejąc się mówiła królowa — parobek, niepiękny wcale, ale młody i królewicz. Gdybyś go sobie ujęła a przywiązała, zdałoby się to i dla mnie. Niebardzo mu się trzeba drożyć, bo chłopak nieśmiały być musi.