Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 126.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aż z zazdrości płonął, a ona go zdala oczyma wyzywała i jątrzyła.
Tymczasem królowa, która też z młodzieżą wyprawiała pląsy, zdyszana zbliżywszy się do królewicza, pogroziła mu.
— Ino mi nie probujcie bałamucić mojéj Grety — rzekła — bobym się za to gniewała srodze. Znam ja was, tych co to po klasztorach siadywali, a udało się im z nich wyrwać: nie ma nad nich straszniejszych ludzi na świecie dla biednych niewiastek.
Zbigniew się śmiał i dumniał.
— Chce się wam koniecznie zbałamucić którą — ciągnęła daléj królowa wdzięcząc twarz starą — macie innych podostatkiem, których mi nie żal. To dziewczyna jakiéj drugiéj nie ma. Do wszystkiego, do czego chcieć doskonała, i do szycia, i do śpiewu, i do opowiadania gadek, i do tańca, i do usługi. Myślę że i do kochania wyśmienita być musi — dodała szydersko — ale ja jéj do tego nie dopuszczę, boby mi się sprzeniewierzyć musiała.
— O! miłościwa pani, masz dworu dosyć! — odezwał się żartobliwie Zbigniew.
— Ale Gretę tylko jedną, a drugiéj takiéj na świecie nie znaleść! — odparła królowa.
W czasie téj rozmowy umyślnie od tańca przybiegła dziewczyna do królowéj, aby się Zbigniewowi pokazać zblizka, z zarumienioném liczkiem,