Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Grecie wsunął w ręce ten podarek jako zadatek miłości wielkiéj, a Niemka nie broniła się od przyjęcia go, co było najlepszym znakiem. Skryła go zaraz zręcznie i wejrzeniem podziękowała.
Marko, który zdala przypatrywał się obrotowi całéj sprawy, rad był bardzo.
— Dobra nasza — rzekł. — Która tylko podarki przyjmuje i tego co obdarza przyjąć potém musi. Będzie ją nasz pan miał.
Bodaj tylko mu bokiem nie wylazła — dodał wielki znawca ludzi — widzi mi się, że jakieś kocie oczy ma, które zdradą strzelają,
Marko, który jak sam często opowiadał, Niemki, Węgierki, Czeszki, Włoszki i Greczynki w ciągu swych włóczęg po świecie poznać miał zręczność, a niewiasty na pierwszy rzut oka wyrozumiewał i ich naturę, w Grecie widział coś niebezpiecznego, piękną była a straszną, królewiczowi przecie nie mówił o tém ni słowa, wiedział że toby się na nic nie przydało.
Po uczcie dnia tego Zbigniew znikłszy z izby znalazł się sam na sam w mieszkaniu Grety, które puste było, bo dwór jeszcze cały z królową zabawiał się śpiewem i graniem. Na osobności mieli wiele spraw ważniejszych do roztrząsania. Greta chciała go przeciw Bolkowi rozjątrzyć i poburzyć, on ją myślał całkiem dla siebie pozyskać.
Skierowała też wnet rozmowę na spór i walkę z bratem.