Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 148.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wadził duchowieństwo do katedry, gdzie dziękczynny hymn zanucono.
Nie był nowością zjazd biskupów, ani mógł jakąkolwiek wzbudzać obawę i podejrzenie; w sprawach kościoła powoływał często arcybiskup innych pasterzy dla narady, a świecka władza ani śmiała ani mogła mięszać się do kościelnych zborów. Mogli więc bezpiecznie biskupi przedsiębrać środki, jakie się im zdały właściwe, nie doznając żadnéj przeszkody. W téj chwili właśnie po upadku Szczodrego, po klątwie i interdykcie, potęga duchowieństwa była największą, a władza świecka mierzyć się z nią nie ważyła. W istocie kościół panował nad krajem.
Wieczór spędziwszy na wspólnéj modlitwie i rozmowie z arcypasterzem, nazajutrz już powracali do stolic swoich. Wprost z katedry rozjechali się biskupi.
Każdy z nich od kościoła do kościoła jechał, od klasztoru do klasztoru, stawał u proboszczów, a zdążywszy do granic swéj dyecezyi, zbaczał do znaczniejszych dworów, lub zwoływał ziemian do dziekanów, aby im objawić, co czynić mieli. Opierać się woli biskupiéj nikt nie mógł; pamięć strasznych skutków klątwy i wyłączenia ze społeczeństwa chrześciańskiego, była wszystkim jeszcze przytomna. Królowi prędzéj ważyłby się kto nieposłusznym okazać, niż temu, co go za życia mógł uczynić obcym, nawet rodzinie, a po skonie od-