Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

albo kły dzika przecięły te rycerskie zapędy. Zbyt zuchwały jest, sam się zgubi.
Strzepa się nie sprzeciwiał i zamilkł. Wojewoda począł się po izbie przechadzać. Zwrócił się ku niemu:
— Cóż o wiecu prawią?
— Gotują się doń wszyscy, a najgoręcéj nieprzyjaciele wasi.
Z tych, co wam są wierni, dużo jechać nie chce, aby przeciwko arcybiskupowi nie stawać i wam się nie sprzeniewierzyć. Starego się obawiają.
— Moim dawajcie znać owszém, aby się stawili wszyscy — odparł Sieciech — i mężnie stali przy mnie. Gdy ich nie stanie, sam jeden będę.
Po téj rozmowie, Strzepa ledwie spocząwszy, ruszył znowu, gońców rozesłano na wszystkie strony z hasłem nowém. Gdy duchowieństwo od siebie nagliło o zbór liczny, z drugiego Sieciech przykazywał się stawić, ruszało się, co żyło. Dawno już nie pamiętano takiego ruchu i gromad, a pocztów na gościńcach; niektórzy, co od lat wielu z lasów się na świat nie pokazywali, wyciągnęli do Płocka. Tu się już sposobiono na przyjęcie, choć nikt nie mówił o niém, a król zdawał się nie chcieć wiedzieć o niczém. Królowa uwiadomiona przez Sieciecha, niepokoiła się mocno, ufając tylko zręczności wojewody, że potrafi te zamachy odeprzéć; Zbigniew miał wiadomość od