Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głośno z czém przybywali duchowni i świeccy panowie i czego wespół z królem życzyli, wolał zaraz opór złamać i postąpić otwarcie.
Wojewoda nie wydał się z tém co myślał, wysłuchał wniosku, a gdy się doń zewsząd zwracano, rzekł spokojnie:
— Jeżeli najmiłościwszy pan nasz, a ojcowie duchowni wespół z panami ziemiany — widzą, iż dla uspokojenia i ładu w królestwie tém, potrzebny jest podział zawczesny, — a czemużby się zadość woli pana naszego i ziemian stać nie miało?
Dodał, iż dobrém to nawet znajdował, że król za żywota przekonać się mógł, jak się synowie jego do rządów brać będą, ciesząc ich walecznością i rozumem.
Po tém przemówieniu Sieciecha, który się niczemu nie przeciwił, duchownym i świeckim panom nie pozostało już nazajutrz nic, tylko uroczyście dokonać, co postanowiono.
Król słuchając Sieciecha radował się niewypowiedzianie, a gdy ten mówić dokończył, wstał go uściskać odzywając się, iż na jego opiekę i pomoc dla dzieci najwięcéj rachuje.
— Ten to jest, — odezwał się wskazując na wojewodę biskupom i wszystkim przytomnym, — ten jest, któremum winien królestwa utrzymanie i bezpieczeństwo; ten jest, który niem za mnie rządził, obraniał je, zbogacił i dał mu zakwitnąć; ten jest