Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 159.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

któremu zawdzięczam pokój dni moich, sam nieudolnym będąc i schorzałym.
A jako się mną opiekował, tak mam nadzieję, że synów moich z ojcowską pieczołowitością strzedz nie przestanie.
Arcybiskup Marcin nie mógł podziwienia swojego ukryć, widząc Sieciecha tak na wszystko gotowym, gdy opór się w nim znaleść spodziewał, spojrzał nań niedowierzająco i rzekł z powagą kapłańską:
— Bogu niech będą Najwyższemu dzięki, iżeśmy wszyscy zgodni a jedno dobrém widziemy.
U królowej wieczorem dawnym obyczajem stoły były zastawione dla wszystkich, którzykolwiek przybyć chcieli. Czeladzi ucztę na podwórcach zgotowano, beczki powytaczano, ustawiono kadzie i cebry, chleby, séry, mięsiwa zalegały ogromne pomosty tak, aby nikt nie odszedł głodny.
Zbigniew wśród tłumu przybywających kręcił się czynny, chcąc sobie u ludzi zaskarbić łaskę, wymową łatwą i słowy dobremi ujmując ich sobie.
Bolko na przekorę jemu dnia tego wyruszył w pobliskie lasy na łowy, jakby się wcale nie troszczył o to, co się gotowało, nie zdając dbać, jak ludzie o nim trzymać zechcą, albo nadto ich będąc pewnym. Późno wieczorem, gdy już na obozowisku do snu się zabierano, przeciągnął go-