Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cierpliwie czekał zręczności, aby myśli swéj dokonać bezpiecznie. Nie wiodło mu się. Brakło powodów do zaczepki, do napaści, do zwaśnienia. Królowa się niecierpliwiła zwłoką, trzeba było poczynać coś, aby koniec przyspieszyć.
Pod okiem króla spiskować nie mógł tak swobodnie; duchowieństwo było mu w znacznéj części nieprzyjazne, zjechał więc do dziedzicznego Sieciechowa swojego, gdzie panem był i na przyjaciół dokoła mógł liczyć. We wszystkich też ziemiach miał sojuszników wiernych dotąd, którzy mu o wszystkiém donosili i czekali rozkazów.
Był już Sieciechów naówczas grodem warownym, na którym pańskie dworce i opactwo Benedyktynów na jedném się niemal podwórcu mieściły. Od Chrobrego czasów mnożyła się tu chwała Boża pod osłoną grodziska mocnego, które pokój zabezpieczało. Sieciech też dla własnego bezpieczeńsłwa umocował był jeszcze zamczysko nad Wisłą, wałami je silniejszemi obsypał, tynami potężnemi otoczył i trzymał tu wybraną załogę, bo choć w kraju panem był, knując sam zdradę, wrogów się lękał i pokoju nie miał.
Budowy opactwa i zamkowe graniczyły z sobą; Sieciech królewskie nadania dla Benedyktynów pomnożywszy, obdarzając klasztor ciągle, z opatem i przełożonemi będąc w związku statecznym, przez zakonników wiele mógł widzieć