Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdzie, jak we Wrocławiu, namiestnika miał nieprzyjacielem, dziesięciu około niego kupionych druhów na straży stawił.
W Płocku siedział ten co się jeszcze królem nazywał, ale w Sieciechowie wojewoda królował na całą ziemię wyciągając ręce, niebardzo zważając na młodych panów, którym bujać dawał do czasu.
Patrzał zdala co robili. Gdy Bolko zasiedziawszy się w krakowskiem i na Szlązku, począł sobie coraz bardziéj jednać ludzi i swobodniéj poczynać, donoszono o tém wojewodzie, i dłużéj już ścierpieć tego Sieciech nie chciał. Młody królewicz groźnym się stawał.
Król chorzał i słabł coraz bardziéj, trzeba było coś począć i kości rzucić, nie czekając dłużéj.
Przybył w téj myśli do Sieciechowa wojewoda, przez posły tajemnie powoławszy zaufanych ku sobie.
Wieczorem dnia letniego, gdy Sieciech na zamku sam jeszcze był, a stęskniona po nim żona frasowała się przyjmując go, iż przybył jéj ponury, nie przyniosłszy z sobą do domu wesela, oznajmiono Strzepę, który był prawą ręką wojewody.
Ów Strzepa wyrósł z niego, jemu winien był wszystko, lecz też szyję za niego dać był gotów. A byłto człek co się niczego nie wzdrygał, ani pokłonić i uniżyć, ani porwać i zabić, ani zdradliwie zasiąść. Takim zawsze był, jakim go pan