Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zobaczywszy go królewicz, który tylko co legł spoczywać, wstał uradowany wielce, wołając:
— Milszy ten oto łup jeden, nad całą złota kupę. Niech Bóg będzie pochwalony za niego i za świątynię którąśmy w perzynę obrócili. Reszta za grzechy nasze.
Krupa płacząc ściskał kolana pańskie, a że słabym był, królewicz mu wina kazał nalać komornikowi, aby siły do mówienia odzyskał. Obstąpiono go kołem.
Począł opowiadać Krupa jaka trwoga panowała w mieście, i upewniał że gdyby w pierwszéj chwili udało się było wpaść gromadzie zbrojnych do środka, miasto by zdobyte zostało a z nim skarby wielkie, oręża mnóstwo i niewolnika polskiego nie mało.
Dopytywali go drudzy o jeńców różnych, nad granicami pochwytanych. Liczył niektórych Krupa co zostali w Kołobrzegu, opowiadał o innych że ich posprzedawano za morze i do innych miast Pomorskich. Z dzielnicy tylko Zbigniewa, jak upewniał, pobranych uwalniano bez okupu.
Potwierdzało się tém porozumienie księcia z nieprzyjacielem. Z niedowiarstwem słuchał o tém Bolko, inni do opowiadania podbudzali, badając, jak to być mogło!
— Nie inaczéj jest tylko tak jak mówię, prawda to święta — dodał Krupa. Nie jeden