Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Napróżno przytomny o. Hilaryon pocieszał, przypominając, iż było za co dziękować Bogu, a nie skarżyć się, bo orężowi pobłogosławił i zdradę odsłonił.
— Tak ojcze mój — rzekł książę — ani zaniedbam złożyć Bogu dzięki i ofiarę, bośmy walczyli szczęśliwie, a nie nadaremnie. Lepiéjby jednak być mogło, gdybyśmy nie dali się ująć pokusie i chciwości grzesznéj. Nie przetoż się smucę. Trapi mnie, co opowiada Krupa ten, bo zdrada braterska nad wszelkie bole jest większą boleścią. Ze krwi mi bratem jest. Znałem go złym, nie chciałem wierzyć zdrajcą. Pamiętne mi słowa ojcowskie, iż który na kraj z wrogiem czynić zmowy będzie od praw swych odpaść powinien.
— Sam on się z praw tych wyzuł — rzekł kapelan. — Nie krzywda mu się stanie, ale sprawiedliwość, gdy dzielnicę utraci.
— A ludzie rzekną, żem to uczynił nie dla jego grzechu, ale dla mojéj żądzy panowania choć widzi Bóg serce moje! — dodał Bolesław.
— I Bóg osądzi sprawiedliwie — dodał ojciec Hilaryon, a zaprawdę lepiéj jest, ażeby ginął jeden, niż przez jednego tysiące.
Rozmowa z duchownym przeciągnęła się dłużéj, nadszedł Skarbimierz i starszyzna. Wszyscy rozjątrzeni, zburzeni, domagali się ukarania i natychmiastowego sądu. Bolko był nadto rycerskiego i chrześciańskiego ducha mężem, by łatwo do su-