Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stan to był pierwotny jeszcze, ale téż potrzeby mniejsze, na które obficie mało jeszcze zaludniona dostarczała ziemia. Nie wymagano nic nadzwyczajnego od najmajętniejszych dworów, musiało być wszystkiego podostatkiem ale niewykwintnie. Piwo warzono doma, miody sycono u siebie, wino do mszy tylko, dla chorych i po królewskich dworach zaledwie się znalazło. - Chléb, kasza, zwierzyna, nabiał i prosta ogrodowina karmiły.
Niemir nie potrzebował się zbytnio o przyjęcie kłopotać, choć rodziny swéj, drużyny króla, przyjaciół i znajomych kilkuset się spodziewał. Pełne już były spichrze owsa, stały siana stogi, mąka na chleb leżała w worach, zwierza nabitego solonego i świeżego wisiało więcéj niż potrzeba.
Rybacy pamiętali, aby sieci codzień zarzucać na stawach.
W napitku ni jadle nie przebierano naówczas wcale. Troskano się więcéj o to, jak wszystkich pomieścić, stoły poustawiać i na wypadek słoty się ochronić.
Na to służyły szopy ogromne, podsienia przy dworcu, kilka dużych izb doma, a na spoczynek wyżki, odryny, klecie i wszelki kąt, w którym na sianie lub słomie pod dachem położyć się było można.
Gospodarz, przyjaciele, czeladź już na dni kilkanaście przed zjazdem zajęci byli ściąganiem co jeszcze do uczty kilkunastodniowéj brakło. Za-