Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeklęty kto miejsce to wskazał na łowy! — krzyczeli drudzy.
Narzekanie było powszechne, płakali starzy, niewiasty jęczały słysząc opowiadania.
Ostatnich jego towarzyszów, porąbanych zsadzano z koni, bo się już dźwignąć nie mogli. Ciekła z nich krew i z koni pokaleczonych.
Bolko połamany hełm zdejmując z głowy, odezwał się.
— Co się stało, Bożym sądem i wyrokiem stało się. Pomóżcie mi do pomsty nad pogany, a wymówek nie czyńcie, bo próżne są.
Sobiejucha z nogą opuchłą, co mu do łowów przeszkadzała, znikł był od rana. Dopiero przypominając wszystko i ważąc, zrozumiano czyją to sprawą być musiało. Wołanie powszechne podniosło się przeciw Zbigniewowi jako zdrajcy. Bolko potrząsał głową i przeczył a wierzyć jeszcze nie chciał posądzeniom.
Zawiedziono królewicza do łaźni, gdzie z niego zbroję i kaftan zaledwie ściągnąć zdołano, tak razami były powbijane w ciało i krwią zakrzepłą przywrzałe. Położono go późniéj na spoczynek, obwinąwszy ziołami i płachtami. Nazajutrz jednak wstał i z drugiemi razem w kościele i na weselu był przytomnym.
Nie było już ochoty do zabaw i śpiewów, tak wszystkim na pamięci stali ci nieszczęśliwi towa-