Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

już Skarbimierz, Żelisław i najlepsi dowódzcy, dopadłszy ich, prawie bez walki jeden po drugim zabierać zaczęli. Żadnego z grodów oblegać niepotrzebowali, przed groźbą samą otwierano im bramy, wiedząc, że jak dobrym jest panem Bolko i chętnie pokornym daje rękawicę swą na znak przebaczenia, tak nad zuchwałemi litości nie ma jego rycerstwo.
W Gnieźnie zabierano się dopiero na tę wojnę, do któréj w pomoc iść nie mieli wielkiéj ochoty Pomorcy, ażby zobaczyli jak i komu się powiedzie, a Czesi téż nie bardzo spieszyli; — gdy do Gniezna zaczęły przychodzić jedna po drugiéj wieści smutne o pozabieranych już grodach.
Nie było dnia, by kilku zbiegów nie nadbiegło donosząc, że Bolkowe wojska zamek jaki opanowały.
Jak straszną była buta Zbigniewa niedawno, gdy sobie zwycięztwo obiecywał, tak gniew i wściekłość w którą wpadł, rozum mu odebrały. Benno napróżno starał się mu dodać męztwa. Narzekał, że był zdradzonym, szalał, miotał się i co chwila zmieniał rozkazy. To się chciał bronić w Gnieźnie, to uchodzić na Mazowsze, to uciekać do Pragi, to na walną bitwę stawić wszystko — a wydać jéj odwagi brakło. Tracił głowę. Tymczasem zamki z kolei poddawały się Bolesławowi, Skarbimierz i Żelisław zagarniali wszystko.