Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nem naszym, który spokoju od zdrady jak nie miał, tak mieć nie będzie.
— Odejmijcie mu władzę i panowanie — odezwał się Baldwin — ale nie czyńcie włóczęgą i żebrakiem. Puśćcie mu do żywota choć to Mazowsze, które ojciec dlań przeznaczył.
Bolesław nie przemówił jeszcze, spojrzał na swych wojewodów, ci zaczęli szemrać pół głosem, a arcybiskup niedopuszczając by się odezwali — powtarzać jął znowu.
— Czyńcie miłosierdzie!
Skłoniwszy głowę przed nim, królewicz zwrócił się do Magnusa, który najstarszym był. Wrocławski wojewoda i inni z nim choć za surowością byli, nie śmieli się odzywać już przeciwko biskupom. Skłonili głowy pokornie, twarzami tylko okazując co myśleli.
— Stanie się jako żądacie — odezwał się naostatek Bolko — puszczę mu do żywota jego Mazowsze, ale grody, które przeciwko mnie powznosił zburzyć musi i iść ze mną, gdy go zawołam ku obronie.
Domawiał tych słów królewicz, gdy drzwi się otwarły z trzaskiem i cale niespodziewany wszedł Zbigniew. Nie jak zwyciężony i upokorzony, lecz jak gdyby sam przychodził przebaczać z pychą, która się w nim wzmogła wstydem i upadkiem. Chciał okazać, iż się nie czuł pognębionym. Ubrany bogato wiódł za sobą kilku Mazurów, kilku do-