Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Bolko, aby lepiéj walce się przypatrzeć, stanął téż za szrankami konno, u boku.
Woźni po trzykroć znak dawali. Przeżegnali się oba walczyć mający, Zbigniewowi ociężałemu pachołkowie konia dosiąść pomagać musieli.
Bondrych pierwszy w szrankach zajął swe miejsce i czekał na przeciwnika. Leniwie zwlókł się książe na stanowisko. Po raz czwarty woźni okrzyknęli dając znak uderzenia.
Puścił się Bondrych z włócznią podniesioną na Zbigniewa, który swoją téż dźwignął nieco i konia ubódł ostrogą. W pierwszém tém starciu uderzył Bondrych księcia we zbroję. Zachwiał się dotknięty, ale że ciężki był i silny, w siedzeniu się utrzymał, włócznią swą nawet nie trafiwszy przeciwnika.
Że włócznie obie całe pozostały, rozjechali się z niemi, aby po raz drugi uderzyć na siebie.
Niebezpieczeństwo jawne zmusiło nareszcie księcia do obrony. Życie ratować musiał. Puścił się pędem wielkim, lecz w drodze natknął się na włócznię Bondrycha, która górą idąc hełm mu z głowy zdarła.
Od ciosu tego zachwiał się jeździec, koń pod nim spiął i Zbigniew na wznak runął na ziemię.
Okrzyk ogromny rozległ się dokoła.
Nim Bondrych miał czas nań poskoczyć, Zbigniew porwał się wylękły i za miecz chwycił.
Starli się teraz pieszo. Walka była nierówna,