Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 100.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niech uchodzi ztąd z mieniem, aby mi nie przekupywał ludzi i nie wiódł ich na pokuszenie.
Tak się skończyła sprawa Zbigniewa, ocalonego, gdy o życiu już zwątpił, miłosierdziem pobożnego brata.
Skarbimierz, któremu polecono spełnienie woli pańskiéj, nie dopuścił gościć długo Zbigniewowi w obozie. Z kilką ludźmi odprawiono go natychmiast ku granicy czeskiéj, skarbiec i drużynę wysłać za nim obiecując.
Z trwogi, co go bezprzytomnym prawie czyniła, Zbigniew natychmiast prawie przeszedł do nadzwyczajnéj radości i szału, odzyskał dumę, szyderski śmiech i postawę dumną. Nie śmiał się odgrażać jeszcze, lecz wejrzenie jego mówiło, jakie miał myśli i zamiary. Jechał do Czech, gdzie pewien był gościnnego przyjęcia, wiózł nienawiść swą, jaką taką znajomość kraju i położenia i nieubłagane zemsty pragnienie. Na chwilę nie wątpił nikt, iż oswobodzony knować będzie, szukać środków odzyskania co utracił.
Oprócz Czechów, Cesarski dwór, na który chronili się wszyscy wichrzyciele i pretendenci, mógł mu dać schronienie.
Powracający od granicy ludzie, co go przeprowadzali mówili, że im pięścią ściągniętą groził, obiecując prędkie przybycie.