Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 108.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wody, otaczały moczary, broniły wieże i mury.
Stanęło tu nieco wojsko. Zbigniew wysłał od siebie ludzi, Mazurów swych, aby do poddania mu się skłaniali.
Gdy się ku murom posłańcy zbliżyli, ujrzeli na nich siła stojącego ludu.
— Nowego wam pana prowadzi cesarz z siłą wielką — wołali posłowie — przyjmiejcie Zbigniewa niechcecie li srogo karani być, otwierajcie wrota!
Ktoś z murów rozśmiał się śmiechem szerokim.
— Hej! hej! — krzyknięto — niechże przybywa ów nowy pan, abyśmy go oglądali. Pan, któremu cesarz niańką, strasznym być musi!
Śmiano się z za murów, szydząc, a posły Zbigniewa Marko i Benno choć łajali i straszyli, nie przynieśli nic oprócz śmiechu...
Cesarscy panowie zamku ciekawi, kraju i obyczaju, podjechali przyglądać się pod bramy. Nie śniło się im nawet, by w obec cesarskiego obozu ktoś ich śmiał napadać, gdy w tém otwarły się wrota, wypadła lekko zbrojna szlązaków gromadka, jako do pląsów idąc ku nim z okrzykami.
Niemcy szli z tarczami w pancerzach, tamci w kaftanach prostych z małym orężem, napaść ich jednak stwożyła niespodziana i cofnąć się byli zmuszeni.
Cesarz Henryk patrzał na to z konia, wyjechawszy z obozu i ogarnął go gniew wielki. Ski-