Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Lasy naówczas niemal cały kraj gęsto przerzynały, wód téż i błót więcéj było i szérzéj rozlanych niż dzisiaj. Wszystkie gościńce leśne wcześnie pozawalano kłodami drzew podrąbanych, na moczarach pozrywano hacie, na strumieniach pozrzucano mosty. Na czatach stał najdzielniejszy ufiec Bolesława, który miał póty bronić przeprawy, pókiby posiłki dlań nie nadciągnęły.
Sam król w pewnéj odległości od Głogowa się ustawił w miejscu bezpieczném. Posły jego rozbiegły się dawno na Ruś i do Kolomana o posiłki prosząc, lecz nimby nadciągnęły, Bolko sam z jesienią i słotą musiał się bronić najeźdzcom.
Zaprawdę patrząc na dwa obozy tych zapaśników, cesarski i królewski każdyby się był uląkł pierwszego przewagi.
Co tylko wiek ówczesny do wojny miał najkunsztowniéj wymyślonego tu było; najpiękniejsze zbroje, najlepszy oręż, najsprawniejsi rzemieślnicy do budowy machin oblężniczych.
Wszystko to, mimo długiego pochodu, świetnie wyglądało. Szły wozy kryte, szły powodne konie, powiewały chorągwie i proporczyki szkarłatne, ziemia tętniała pod kopytami koni tak zbrojnych a strojnych jak ludzie.
Z całego świata niemal pościągany żołnierz w cesarskim obozie się roił: Frankowie, Sasy, Boje, Czesi, Morawianie, Włosi. Obóz Światopługów mało ustępował cesarskiemu. Rycerstwo było