Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

biegły Wojsław Głowa rozcięta. Tego zastraszyć było trudno. Czuwał milczący. Zaparto wnet bramy, gawiedź z wałów spędzono, stanął gród jakby wymarły.
Cesarscy go objeżdżali, obchodził Wacek i Detryszek opatrując zewsząd i zawyrokowali, że się im obronić nie może, a poddać rychło musi.
Posłano wraz ludzi z rogami pod wrota, aby trąbili wywołując na rozmowę.
Stanął Wojsław siwy, niepozorny człek, ciężki a na oko pokorny. — Domagano się wpuszczenia do środka. Wolał do nich wyjść sam, niż gości mieć u siebie coby go podpatrywali, i furtą ku nim wystąpił.
Hr. Wacek na koniu siedzący w zbroi pięknéj, w hełmie ze skrzydły, dumnemi go zmierzył oczyma.
— Szykujcie się do poddania cesarzowi — rzekł. — Zobaczcie ilu nas tu jest cesarskich i Światopługowych, śmiech mówić o obronie.
— Sami my to już widziemy — odparł z udaną rezygnacyą Wojsław — ale król a pan nasz surowym jest. Przysięgaliśmy mu nic niepoczynać bez wiadomości jego. Dajcie nam czas, posłów do niego wyprawiemy.
— Nie — zakrzyknął Wacek — nie myślcie, że nas oszukacie. Zwłoki się wam chce! Czas zejdzie daremnie, my go nie mamy, bo całe wasze królestwo zawojować musimy.