Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i ofiarą, jak Głogowianie, którzy żon, dzieci, mienia i czci bronili.
Gdy z rusztowań zaczęto pociski rzucać, zarazem z murów odpowiedziano nietylko strzałami. ale wszystkiém cokolwiek pod ręką się znalazło,
Sypnęły się kamienie ogromne, które ciężarem pomosty taranów gruchotały, belki ostremi koły najeżone, koła nabijane gwoździami, smoła gorąca, ukrop.
Rycerze, co szli za tarczami, z początku nie myśląc wcale, aby byli tak dzielnie i zawzięcie odparci, nieopatrznie się wystawili na ciosy i ranni zaczęli walić się jedni drugich przygniatając.
Z obozu widać było najpiękniejszych tych tarczowników cesarskich, jak im kamienie młyńskie gruchotały hełmy żelazne i głowy razem z niemi, tarcze łamały i piersi. Lud ten padał u murów wałem trupów i rannych.
Tym co się obaleni a żywi jeszcze chcieli ratować, nikt nie śmiał przyjść w pomoc, gdyż z murów bezustannie sypały się głazy i drzewo; lano wodę, sypano garnki ze smołą zapaloną, które oblewały ogniem i płonęły na ludziach, zadając im straszne męki.
Na widok téj obrony zajadłéj cesarz pobladł z gniewu zarazem i strachu o swych żołnierzy. Lękał się postradać co miał najmężniejszego w tym pierwszym boju o jeden z grodów, gdy tyle ich jeszcze i ziemi tyle wojować było trzeba.