Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze ludzie dokoła stojący opamiętać się nie mogli co się stało, gdy Jan Rawicz, konia stojącego dopadłszy, puścił się w obóz uciekać. Drudzy téż konie chwycili, aby w pogoń iść za nim, ale zrazu ich wyścignął, potém co się który zbliżył rąbał tak, iż kilku padło, a reszta do zarośli go odprowadziwszy — wróciła z niczém.
W cesarskim i czeskim obozie stał się popłoch, poruszenie, wzburzenie niewypowiedziane. Nadbiegł strwożony Zbigniew ręce łamiąc, głośno Bolesława oskarżając o tę sprawę zemsty.
Groicz pospieszył dać znać cesarzowi, a tu całe niemal wojsko czeskie zerwało się naciskając się ku zwłokom pana, leżącym jeszcze na ziemi z ową włócznią w boku, bez duszy, śród krwi, kałużą stojącéj dokoła.
Lament się stał straszny, wołanie, wrzawa, krzyki, ludzie potracili głowy. Chwycono zwłoki aby je poczestnie do namiotu odnieść. Za niemi co żyło Czechów, cisnęło się w rozpaczy i trwodze. Ci co za Światopługiem zabitym przeciw Borzywojowi trzymali, już go widzieli na tronie, a na pniu głowy swoje.
Gdy cesarzowi znać dano o czynie zuchwałym, którego sprawca wśród dnia białego, z pośrodka obozu ujść zdołał, Henryk V struchlał, wierzyć nie chcąc wieści. Lecz krzyki, zawodzenie, płacze, przekleństwa do namiotu dochodziły.