Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 171.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby w bezpieczniejsze miejsce uchodził. Cofano się ufcem zwartym. Groicz pobiegł zbierać i gromadzić reszty ludzi, aby ich ocalić.
Zwycięztwo nie było już wątpliwe. Z cesarskich wojsk ledwie część ocalała zebrawszy się przy nim i uszła w dolinę, gdzie naprędce wozy dokoła ustawiać i ostrokoły zabijać zaczęto.
Znaczniejsza daleko liczba leżała zgnieciona, pokotem z końmi na pobojowisku szerokiem, i widać już było czerń mnogą, dobijającą rannych, zdzierającą zbroje, gromadzącą łupy.
Dobrze z południa walka była skończona; resztki wojska niewiedziały, czy do ostatniego boju wystąpić będą musiały, czy broniąc pana uchodzić.
Cesarz zatrzymał ich przy sobie, niechcąc się w sromotną dostać niewolę. Chodził po małym namiocie, który dlań rozbito, ręce łamiąc, klnąc i modląc się na przemiany. Uczynił ślub wielkiego daru dla kościoła w Akwisgranie, jeżeliby go Bóg ocalił. Duchowieństwo odprawiło uroczyste modlitwy.
Wiprecht Groicz to ku pobojowisku zbiegał, to do cesarza dla uspokojenia go powracał. Ocalała mała gromadka, padły tysiące, a wdali za pobojowiskiem widać było zatkniętą chorągiew i odpoczywający oddział królewski, który rozbiwszy czoło cesarskich, wywalczył wielkie zwycięz-