Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rannych, zawiązywano krwawe ciosy, poprawiano zbroje, jedni pili wodę, drudzy konie opatrywali pokaleczone, inni z głośnym krzykiem opowiadali dzieje dnia tego.
Gdy Groicz się przybliżył, Bolesław parę kroków postąpił ku niemu. Poseł w początku przemówić nie mógł.
— Królu — począł tchnąwszy ciężko — Bóg za nasze grzéchy dał wam zwycięztwo; bądźcie w szczęściu pomiarkowani. Cesarza pokonać możecie, nie pokonacie cesarstwa. Przychodzę do was — pytając — czego chcecie od nas?
Bolesław poważny stał, posępny już prawie. Znikło z twarzy wesele.
— Dla siebie nie chcę nic — rzekł.
— Dacie nam wyjść bezpiecznie! — zapytał poseł.
— Idźcie — odezwał się król — a nie powracajcie. Ziemia to uboga, łupów wam nie da, lud waleczny swobody swéj tak bronić będzie, jak dzisiaj.
Dla siebie — powtórzył — nie chcę nic.
— Wspaniałym jesteś królu i szlachetnym — rzekł Groicz.
— Jestem rycerzem chrześciańskim — odezwał się Bolko — leżącego na ziemi nieprzyjaciela nie dobijam.
Dla siebie nie chcę nic — powtórzył raz trzeci król — lecz dla Borzywoja, szwagra waszego żą-