Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 200.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się jeszcze konwulsyjnie rękę jego i pochylił się, aby rozpocząć wykonanie wyroku.
Lecz nim kat żelazem dosiągł oka, wysiłkiem gwałtownym Zbigniew rozerwał krępujące go pęta, odepchnął pachołków od siebie i nożem, którego mu wyrwać nie zdołano, w piersi uderzył oprawcę.
Raz ten, choć silny, ledwie przebił grubą suknię jego, nie syknął nawet, lecz rozwścieczony, zamiast do oczów zmierzył w piersi Zbigniewa i żelazo w nich utopił.
Uderzenie gwałtowne dosięgło serca, książe konając rzucił się tylko, ręką chwycił za piersi i drgając opadł na posłanie.
Wbite żelazo tkwiło w ranie, i krew się około niego sączyła.
Pachołkowie powstawali z ziemi pot i krew ocierając ze skroni.
Kat patrzał obojętnie na ofiarę, nie rzekł słowa, potrząsał głową, zbliżył się, zwolna ostrze zaczął z piersi dobywać, otarł je o połę sukmany i zawiesił u pasa.
Na twarzy jego nie znać było najmniejszego wzruszenia, pot kroplami tylko występował mu na czoło. Skinął na posługaczów. Ci zbliżyli się do stygnącego trupa, — wiedzieli już co czynić mieli. Wyciągnęli skurczone członki na posłaniu, ręce złożyli na piersi krwawéj, zamknęli otwarte powieki, przytrzymując je chwilę palca-