Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze mój — odezwał się do niego wojewowa — oddajcie mu ostatnią posługę chrześciańską. Nie żyje.
Ksiądz westchnął nie mówiąc nic, posunął się z twarzą smutną ku izbie więziennéj i całą noc modlił się u ciała, ze spokojem człowieka, dla którego widok śmierci nic już strasznego i groźnego nie ma.
Nazajutrz pogrzeb cichy, w prostéj trumnie zakończył ową długą tragedyę krwawą braterskiéj walki. Zwłoki królewskiego syna złożono w małym sklepiku pod kościołem — a zaledwie lat kilka ubiegło zapomniano nawet o grobie, którego żadną pamiątkową cechą nie oznaczono.




Gdy Skarbimierz do Krakowa powrócił, jakby przeczuwając coś, król go natychmiast do siebie powołać rozkazał.
Wyszedł naprzeciwko niego ze trwogą na twarzy. Spojrzenie na nią kazało wojewodzie poszanować ten niepokój serca szlachetnego, które tyle przebaczyć umiało, a do zemsty tak nieskorém było.
Król stał pytać nie śmiejąc, Skarbimierz odezwać się nie miał odwagi. Milczenie samo wymowne było.
— Zbigniew? — jęknął wreszcie.