Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zabroni, gdy włosy odrosną puścić je na ramiona i brodzie téż dać bujać, a jeść a pić i — na niewiasty patrzéć i pieśni słuchać i śmiać się dowoli!!
— Na niewiasty — wtrącił któryś — nietylko patrzéć wam wolno, ale je i brać.
— O! — przerwał Zbigniew — a no cicho! tu o nich ani mówić, ani ich widzieć, ani myśléć o nich nie wolno pod karą wielką. Ojcowie mówią, że szatan siedzi w nich.
Śmiali się niektórzy, inni szeptali.
— Krew nie woda, teraz sobie nagrodzi!
Zbigniew dosłyszał to i ręce podnosząc, począł wołać.
— Zaprawdę! zaprawdę! nagrodzić sobie muszę stracone lata! Gędźby, pieśni, śmiechu, swawoli zażyć, jak mężczyźnie przystało.
— Wszystko mieć będziecie — odezwał się poważniéj Dobek — ale i miecz téż nie będzie próżnował.
Zbigniew spojrzał na wiszący u boku obojętnie jakoś.
— Tym ja jeszcze nie władnę, rzekł, bo mi téż ani go dotknąć, ani probować nie dano. Zkądżebym miał wziąć go tam, gdzie i pałka zakazaną była?
Nauczycie mnie z nim się obchodzić.
— Nauczymy! nauczymy! — odezwali się chórem wszyscy.
Wesołość była wielka, bo każde słowo ksią-