Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przybyli z pokłonem. Starczyła ta wiadomość królowi i nie badał już więcéj.
Na stojące przed sobą misy popatrzył obojętnie i polewkę jeść począwszy, o czémś innem dumać się zdawał. Oczy jego patrzały w jedno miejsce i nie widziały nic, bo nic widzieć niechciały.
W tém w podworcu zdala zaszumiało coś, zatętniało, królowi łyżka wypadła z ręki, zatrząsł się cały, na poręczach sparł i poruszył jak do wstania. Ale sił mu nie stało.
— Wojewoda? — zapytał.
Służba rzuciła się do okien, inni wybiegli precz, i komornik królewski Zegrzda, rzekł wyjrzawszy.
— Tak jest, miłościwy panie.
Z radości widocznéj, drżąc cały, usiadł król bo na nogach się utrzymać nie mógł, blask jego oczom bladym powrócił, uśmiech ustom.
— Wojewoda! — powtórzył sam do siebie, Wojewoda!
Rozradowany był i ożywiony.
Zaledwie wyrazów tych dokończył, gdy drzwi boczne otwarły się z łoskotem, dał się słyszeć szelest sukni niewieścich i niewiasta ukazała się w progu, wchodząca śmiało, ku któréj król oczy obrócił.
Była to pani już nie pierwszéj młodości, ale pragnąca być młodą jeszcze; siostra cesarza Hen-