Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wrocław wydał, siedzi już na nim — Szląsk opanował.
Głuche milczenie w izbie zapanowało. Król siedział ciągle z oczyma rękami zasłonionemi; królowa spoglądała nań z rodzajem zimnego politowania. Sieciech stał ponury i zachmurzony.
— Trzeba lud zwołać i swoje odzyskać, a buntu nie dopuścić — odezwał się Wojewoda.
— Wojna więc! — znowu wojna! krwi przelew chrześciańskiéj, wojna ojca z synem, jęknął król — a! nie, nie!!
— Niemożemy tracić Szląska, zawołał Sieciech, jutro puszczą się daléj, jutro nam zabiorą więcéj.
Milczał król długo i jęk głuchy tylko z piersi mu się dobywał.
— Czechy! zaczął cicho. — Czechy. Król nie może być przeciwko mnie, przeciw nam! Swawolnicy obszyli się jego imieniem. Do króla się ze skargą na nich udać potrzeba, wezwać go o pomoc. W przymierzu z nim i z Węgrami jesteśmy, niech nas ratują.
— A myż sami się ratować nie możemy? zapytała królowa.
Sieciech głową potrząsnął.
— Z Magnusem zdrajcą jest część naszych — Wojna to przeciw miłościwemu panu, ale bardziéj przeciw mnie, co łaską jego żyję i szczęśliwy jestem. Mnieby to oni obalić i odegnać chcieli,