Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo. Królewicz mawiał wskazując na szram ten że broda i wąsy go pokryją. Szkoda tylko że blizna nie od włóczni jest ale od wrzoda lichego.
Twarz miał ciemno ogorzałą, bo jéj nie szanował i nie krył; czoło tylko jak śnieg białe, policzki rumiane jak jagody, oczy ciemne w których płomię skryte nieustannie paliło się i gorzało.
Gdy stał, choć spokojnym być chciał królewicz, drgał jakby go wewnątrz coś bodło i spokoju nie dawało.
Gwiazda to była wszystkich co się do niego zbliżali, kochali go wszyscy, choć podczas i srogim być umiał a popędliwym. Gdy się pogniewał a rozjątrzył ubić gotów był druha, choćby go potém opłakał.
Mówili nań niektórzy — Bolesława to onego wielkiego potomek prawy, odżyje w nim tamten, wdał się w niego. Miał odwagę niezłomną Chrobrego a Szczodrego szał bojowniczy i wspaniałość.
Straszném się to zdało że tak wczesnym był, bo w jedenastu leciech mężem prawie. Nic mu nie brakło, bo pobożność ojca i matki, któréj nie znał, odziedziczył, męztwo dziadów i ich rozum; po księgach go jednak szukać nie lubił. Słuchał chętnie rozumnych ludzi, mawiając że lepsze są księgi żywe nad te co się na zdechłych