Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Król, pan miłościwy, wzywa a żąda was pilno — rzekł komornik, pospieszajcie.
Choć nie odziany był tylko tak jak na łowy, w kaftanie krótkim, w łosiowém, obcisłém ubraniu do konia, w bucikach do jazdy, a róg jeszcze miał na plecach i mieczyk myśliwski u boku — pospieszył jak stał.
A że nieumiał ślimaczym chodem iść jak drudzy, popędził przedsieniami żwawo, nim Wojsław miał czas mu przypomnieć aby się przeodział. Ruszył za nim powolny ochmistrz, gdy już mu z oczów zniknął, więc ręce załamawszy stał mrucząc.
W komnacie królewskiéj, Władysław siedział na tym samym miękko wysłanym stołku, na którym go z rana zła wieść znalazła. Stała królowa u jego boku tak, iż król jéj widzieć nie mógł, a ona Sieciecha naprzeciw stojącego miała przed sobą. Znaki mu dawała jakie chciała, nie bardzo troszcząc się o to iż u progu stojący podkomorzowie i komornicy je także widzieli.
Król posępniejszy był niż z rana, ale rzeźwiejszy nieco. Sieciech przy nim, gdyby drugi król swobodnie się obracał, a choć pana szanował z nawyknienia, znać było że go nie wiele ważył.
Po szybkim chodzie ojciec poznał Bolka, twarz mu się rozjaśniła, usta otwarły, na drzwi wzrok obrócił, zapomniał o wszystkiém.
W tém po młodzieńczemu wpadło chłopię