Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 099.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nocami matka jego, staje u łoża i woła jako na Kaina.
Coś uczynił z dzieckiem mojém? — Azali ono i twojem nie było?
Trwożę się i drżę a boleję, bo gdy serce odpowiada, Bogum go dał na ofiarę, ona woła na mnie, iż Izaaka nie chciał Bóg od Abrahama, choć posłuszny pod nóż głowę skłaniał a ten niechce jéj poddać pod słodkie jarzmo Chrystusowe.
Widząc króla tak mocno poruszonym, iż w mowie czuć było niepokój, o. Lambert począł łagodnie go pocieszać.
— Miłościwy panie, sny i widzenia zsyła moc nieczysta... Krzyż od nich uwalnia. Klasztor nie jest stosem ofiarnym, ale przedsieniem przybytków niebieskich.
Mogliżeście mu co lepszego dać nad spokój i pewność zbawienia? Czyż świat ma co droższego nad to? niemacie na sumieniu nic, boście wedle serca ojcowskiego postąpili.
Zamilkli, płakał król jeszcze.
— Módlmy się, ojcze, odezwał się znużony — psalmy mówcie abym je powtarzał za wami, aliści dusza się moja uspokoi i wstąpi w nią łaska pańska a da siłę.
Kapłan natychmiast ukląkł u stołu, złożył ręce, król nieco się przychylił klęknąć niemogąc i psalmy razem odmawiać zaczęli.