Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ny bez gzła na ciało gołe, a na nim u szyi łańcuch ciężki złoty.
Kilku duchownych w sukniach ciemnych około niego stało, kilku tuż tylko co zbroje z siebie pozrzucali, bo na skórzanych kaftanach znać było powyciskane ich ślady.
W pośród nich na szerokiém krześle i węzgłowiu, zmieniony do niepoznania siedział niedawny kleryk, teraz pan a syn królewski Zbigniew.
W sukni mniszéj niezgrabnym był, teraz, gdy się pstro i bogato przestroił nielepiéj mu było; twarz się tylko wielce przerobiła, gniew i złość z niéj zeszły, została chytrość i buta wesoła.
Na siedzeniu swém nie siedział a leżał rozpostarty, sam się sobie przyglądając niekiedy, tak mu dziwno było iż się tu znalazł; łańcuchem, który na piersi miał bawił się uśmiechając do niego, to pasem od mieczyka, na który z ukosa czasem poglądał.
Pas był misternie kowany, sadzony i świecący.
Sukni nowéj rękawy to naciągał, to spuszczał, to koło szyi rękami przebierał, to włosy jeszcze krótkie przygładzał, bo mu postrzyżyn klasztornych wstyd było.
Przez ten czas gdy wolnym był, na brodzie mu się włos puścił rzadki swobodnie, pieścił się też nim, choć wedle życzenia nie rosnął, zasiewał się nędznie, a sterczał twardo. Rysy twarzy