Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sztuka. Jam do dowództwa stworzony a nie do bicia się, a dowodzić, da Bóg potrafię.
Dobek głową potrząsał.
— I na to trzeba doświadczenia — rzekł sucho.
— To się go dostanie — ciągnął daléj tym samym tonem Zbigniew. W klasztorze mnie tego nie uczono. Za grzech mi nikt nie weźmie że do razu żołnierzem nie będę. Temu co panuje więcéj trzeba głowy niż dłoni. I uderzył się w czoło.
— E! e! zaśmiał się Dobek — obojga pono zarówno! Jak jedno będzie słabe drugie się nie na wiele przyda...
Książę się uśmiechnął pańsko, probując ręką wąsa, którego jeszcze nie miał.
— Wiemci ja co mi potrzeba — zawołał dumnie. W klasztorze mi rozumu nie wycisnęli dusząc, a myśleć dość było czasu!
Dobek, któremu się tego dnia jakoś nieszczęściło, już chciał na inny przedmiot, mniéj drażliwy nawrócić rozmowę, gdy tumult się stał u wchodu i głosy jakieś podnosić zaczęły. Magnus natychmiast niespokojne oczy w to miejsce zwrócił, kędy tysiącznik jego Pałka, nawet hełmu z głowy nie zdjąwszy, przez tłum się przeciskał szukając go oczyma niespokojnie.
— A co tam niesiesz, Pałka? zapytał zdala, przez głowy drugim Magnus.
— Miłościwy wojewodo, głośno począł przybyły, którego reszta starszyzny nie wiele obcho-