Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła; tajemnicy w tém niema, godzi się i głośno o tém powiedzieć. Nasze czaty posła od króla oznajmują. Jutro tu ma być.
Usłyszawszy to zgromadzeni ruszyli się wszyscy.
— Poseł od króla! poseł? sam? z ludźmi! Gdzie? kto go widział? poczęto wołać ze wszech stron.
Wstał i Zbigniew ale z namarszczoną twarzą, poczuwszy urazę że się z tém oznajmieniem do namiestnika zwrócono, nie do niego, który tu już pierwszym chciał być. Wtrącił głośno:
— Któż? gdzie te posły? do mnie?
Tysiącznik mało co głowy skłoniwszy, daléj znów mówił do Magnusa, jako do swojego dowódcy.
— Poseł z niewielką garścią o milę ztąd na nocleg stanął.
— A poczet ma duży? słyszysz! przerwał Zbigniew chcąc na siebie zwrócić uwagę.
Pałka nie zbity z tropu, patrzał ciągle na Magnusa, wahając się z odpowiedzią.
— Poczet ma duży? powtórzył namiestnik.
— Jest tam, słyszę, koni może ze dwa dziesiątki — odparł Pałka.
Magnus, który, jak inni, do zbytku na królewicza nie zważał, wtrącił od siebie.
— Niewiecie kogo do nas wysłano?
— Poważny jakiś człek — mówił Pałka — mó-