Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby Wrocławian wmięszać w wojnę, na Magnusa wykrzykiwać zaczęli.
W wielkiéj izbie uciszało się, gdy tu zgiełk powstał.
— Namiestnik na dwu stołkach siedzi — krzyczał Dobek — my tu z nim nie sprawiemy nic, próżno się nań oglądać.
— Przechera, zdrajca jest, niegodziwiec! — wołał Sobiejucha — mówiłem od początku, to wieprz tuczny ci swojego brzucha ochrania.
— Co poczniemy? — pytał Dobka.
Zbigniew milczał gniewny.
— Nas tu jutro królowi oddadzą, z postronkami na szyjach — odezwał się Dobek.
— Zewsząd zdrada! — mówił Marko — królewicza w matnię zagarnęli.
Usłyszawszy nową wrzawę, która z mieszkania królewicza dochodziła, Magnus sam dobiegł niespokojny dowiedzieć się, co tu się burzyło, otworzył drzwi, powitano go spojrzeniami, jak wroga.
— A cóż? — począł poskakując ku niemu Dobek. — Sieciechowego bratanka wy bronicie i osłaniacie!! Wy! Jeszcze nas powiązanych oddać mu gotowi!!
— Broniłem go tak, jakbym bronił was — rzekł surowo Magnus, mierząc go oczyma — gdyby oni mordować chcieli. Robię, co mogę i com powinien, więcéj ani na włos. Posłyszeli prawdę, czekamy końca. Jeżeli król przybędzie