Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tego, by furtę zaraz otwierać zaczęto. Drugi z Natanowych sług pobiegł do dworu z oznajmieniem o gościu dostojnym.
Namiestnik nie chciał z końmi i całą gromadą książęcą wjeżdżać w podwórze i zsiadłszy u wrót, pieszo weszli ze Zbigniewem. Stojący u furty strażnik, pokłonem do ziemi ich witał.
Ztąd się im dopiero pokazało domostwo, w pośrodku podwórca stojące, na pozór liche, obszerne, z dachem wysokim, ścianami nizkiemi i mnóstwem kleci dokoła.
Z pozoru trudno się ty było domyślać wielkich dostatków, tak nędznie wyglądał dworzec ów nizki, otoczony słupkami drewnianemi. Okna jego kratami drewnianemi opatrzone dokoła, nie dawały wejrzeć do środka, choć otworem stały.
Sługa, który przodem pobiegł oznajmić Magnusa, tak żywo się sprawił, że nim do drzwi doszli, już się one otworzyły, a w progu ukazał sam gospodarz, wychodzący na spotkanie swych gości.
Był to starzec wysokiego wzrostu, z bardzo długą brodą siwą i oczyma prawie brwiami zasłoniętemi; ubrany w suknię ciemną jedwabną, pasem szerokim ujętą, w lekkim płaszczu czarnym na wierzch jéj zarzuconym i w zawoju na głowie.
Pokłonem nizkim i ręką od ust witał znajo-