Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Milcząc Marko ręce obie do oczów przyłożył na źrenice ukazując.
Tak się naówczas, wyjęciem oczów pozbywano tych, którym życia odbierać niechcąc, czyniono ich niezdatnemi do niczego. Było to tak naturalném że Zbigniew milcząco głową potwierdził wniosek, wcale mu się nie sprzeciwiając. Łaską było, gdy się życie zostało.
— I królestwo zabiorę całe, dodał Zbigniew. W Płocku Dobka osadzę, was uczynię palatynem na miejscu Sieciecha, sam w Krakowie na Wawelu będę mieszkał, bo Kraków lubię.
— Weselszy jest i ładniejszy od Płocka — odezwał się Marko.
— I niewiasty piękniejsze ma, szepnął Zahoń.
Wszyscy się rozśmieli, niektórzy poklaskując w dłonie, aż po namiocie się rozległo i za namiotem dobrą myśl słychać było.
Poszli na sen marząc o zwycięztwie, Marko tylko, choć tak o niém prawił, do namiotu przybywszy, koło wiązania sakiew krzątać się zaczął. Było mu jakoś nie swojo.
Nazajutrz w polskim obozie przygotowań żadnych widać nie było, Pomorcy zaczęli się ruszać i nie wiele swych namiotów zwijać zawczasu, worki a węzły, których mieli dużo, ściągali do kupy, koniom kopyta opatrywali. Czechy téż mieczyki ostrzyli i zbroje przymierzali. Oni jedni nikogo już nie pytając, posłali swoich na zwiady,