Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drudzy téż ze starszyzny jęli objeżdżać pułki, ludzi przygotowując przez noc całą.
Napatrzywszy się na ogniska, Zbigniew spokojnie do namiotu powrócił i spać się układł, kazawszy rozbudzić o świcie.
Noc była czarna ale cicha, chmury zawisłe na niebie nawet się nie zdawały poruszać, odbijały się na nich blado czerwone łuny, a dym przyciśnięty do ziemi rozchodził się i rozkładał aż ku jezioru. Wśród groźnéj ciszy to psy zaszczekały i zawyły, odpowiadając sobie zdala, to konie zarżały, to jakiś gwar dziwny, niby szmer tysiąca głosów cichych przesunął się w powietrzu i skonał na wodach jeziora.
W kościele na tumie na jutrznię dzwoniono gdy świtać zaczęło, zdala tentent powolny usłyszano, który się zdawał przybliżać nieznacznie.
Zahoń obudził królewicza, bo czas było wdziewać zbroję...
Ołowiane światło dnia jesiennego, przeziérało przez szare obłoki.