Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wielce. Nie minął żadnej zręczności ażeby się nie odznaczył.
Miał u pana miłość i zachowanie wielkie.
Przy zdobywaniu kościoła w Poznaniu będąc też czynnym, od strzały w ramię otrzymał ranę dosyć głęboką. Nie bardzo ją sobie ważył, bo nie była pierwsza ani najstraszniejsza, lecz czy strzałę dostał zatrutą, czy krew w nim nie ta już już co dawniej była, rana się jątrzyć zaczęła mocno, musiał Marcik się lizać.
Jechał z nią do znajomego sobie a łaskawego na się kanonika Racława do Krakowa, aby na ten postrzał radę mu dał.
Bywał ci on lat tych w Krakowie nie mało razy z poselstwami do księżnej Jadwigi od pana, właśnie była na świat syna wydała, któremu imię Kaźmierza na chrzcie włożono — bywał na krótko na zamku stając i nie mając czasu rozpatrywać się ani o sobie myśleć.
Teraz ranny, gospody sobie szukać zmuszony, gdy do miasta wjechał znowu — okrutnie mu się dawne lata i owa Greta a co dla niej wycierpiał, przypomniały.
Los pewnie tak zrządził, że nigdzie sobie gospody nie mogąc napytać, na Rzeźniczej ulicy u dawnego znajomego Hinczy ze Swidnicy, którego w ulicy spotkał, a ten go jął zapraszać bardzo — stanąć musiał.
Był ten dworek Hinczy mało nie naprzeciw