Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 025.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

u księcia szczególniej teraz, gdy mu pono z Małym Nałęczem pomógł do odebrania Poznania.
— Z panem on może być jako chce — rzekł Marcik — a ze mną inna sprawa. Pono i u was on w łaskach?
— U mnie? — śmiejąc się podchwyciła Greta. — Nie trafiliście — bo go nie cierpię!
Suła uszom nie wierzył.
— A tak, — mówiła dalej — gdybym mężczyzną była, nie wiem czyby żyw został.
— Ho? ho! tak was pokrzywdził? — zawołał Marcik.
— Nie! nie dałabym się ani jemu — ale zuchwałym był — i uchodzić od niego musiałam, a tego mu darować nie mogę. Kto mi się pomścić pomoże, wdzięczną będę!
Spojrzała na Marcika, który zrozumiał, że do niego piła, ale z odpowiedzią nie spieszył.
— Juści — odezwał się poczekawszy. Wasza wdzięczność smakowałaby nie mało, choćby i mnie — alem ja już probował, że przyjaźń wasza na pstrym koniu jeździ.
Piękna wdowa zarumieniła się i ramiona jej drgnęły.
— Czy wy, czy kto inny zemstę mi nad nim sprawi, a upokorzy go.. zawsze sobie kogoś znajdę. Wyście też nie ten co dawniej.
Tem go w serce ubodła.
Milczący dotąd wylał się Suła z żalami.