Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ze Ślązakiem. Biskup licha wart, a Wójt jeszcze gorszy...
Kręcił głową, książe dumał.
— Nie bardzo mi się spiskom chce wierzyć — rzekł po chwili — a no.. nie zawadzi czuwanie. Masz-li sposób na niemców, aby z nich ciągnąć co myślą.. zostań.. rób co chcesz. Ale bezczynnie zostając w Krakowie, podasz się w podejrzenie, bo oni też nosy mają. Weź na zamku urząd jaki, będziesz miał co czynić.. a na miasto zajrzeć dość czasu.
— Zostanę przy zamkowej straży — odezwał się Marcik. — Niech Wasza Miłość przykaże, aby mnie zbyt służbą nie wiązano, abym wolniejszym był.
Stali chwilę milczący, a Łoktek się marszczył.
— Niemcy! ci niemcy! — zamruczał — kiedy my się od nich oczyściemy... Tu i wszędzie mnie prześladują. Sasy, Brandeburgi, Krzyżacy, i po własnych miastach co ich jest jak mrówia. Wszyscy oni się z sobą znają, za jedno trzymają, a nas tak jak my ich nienawidzą.
Gdy tych słów domawiał, oznajmiono jakby wywołanych dwu Wójtów krakowskich dziedzicznych, Alberta z bratem Henrykiem.
Marcik jako do dworu należący stanął u drzwi, aby popatrzeć i posłuchać z czem przybywali.
Szli Wójtowie poubierani jak dostojne pany, dumnie, butno, od jedwabiów i złota. Albert