Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Postanowiono czasu nie tracąc — kończyć rzecz rozpoczętą.
Marcik, chociaż go Greta ostrzegała, więcej siedział w mieście niż na zamku. Ostrożniejszym był tylko, dwóch silnych pachołków prawie zawsze prowadził za sobą, i oręża nie odpasywał. Nie zmienił trybu życia wcale, chodząc do Szeluty, przesiadując w ratuszowej piwnicy, to po innych browarach, a kumając się z kim nadarzyło.
Dopóki Wójta Alberta nie było w mieście, szło mu dosyć dobrze, po powrocie jego zmieniło się z nim obejście ludzi. Unikano go i milczano.
Siedział przeto uparcie uszu nadstawiając.
W piwnicy ratuszowej zasłyszał, że Gamrota nie rychło sądzić miano, bo mu różne kryminały zadawali ludzie, dla których świadków ściągano, Hanusza córkę sprowadzono z Bochni, młynarzy z różnych młynów powołać było trzeba, bo się rozeszli.
Gdy noc zapadała Marcik ludzi miewał przy sobie, bo Wójtowi nie wierzył. Mniej teraz mógł do Grety zaglądać, bo Paweł z Brzega ostrzegł go, iż na nich patrzą, i nie chciał mieć tak częstym gościem. Greta się nie lękała o siebie, jednakże Marcikowi zaleciła aby boczną furtą przychodził i ludzkich oczów nie ściągał.
Trzy dni upłynęły a sprawa Gamrota ucichła jakoś, zdawała się odłożoną. Suła probował do-