Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cią kończyło; począł więc gwałtownie nalegać i domagać się, by chłosta natychmiast ustała. Nim Wójt przystał na to zmuszony, z okna ratuszowego chustą znać dając oprawcom, tym czasem już w drugim końcu rynku naprzeciw P. Maryi oprawcy do gotowych konie na których siedzieli przywiązali na sznurze Gamrota, zaledwie się już trzymającego na nogach, krwią oblanego i poczęli go już jak trupa wlec w oczach rozpaczającego i wołającego o pomstę do Boga kapelana.
Stali na ratuszu panowie radni przy Wójcie, równie jak on obojętni. Kapelan Stanko w którym krew się poruszyła, obrócił się do nich i zawołał.
— Patrzcie i pomnijcie, aby dnia pomsty Bożej was tak nie powywlekano za miasto.
I podniósłszy rękę ku niebu, nie patrząc już na nich Stanko wyszedł drżący od gniewu i żałości.
Marcik, który się z nim rozstał u wnijścia do ratusza, nie zsiadając z konia przebił się przez tłum w chwili właśnie, gdy oprawcy omdlałego Gamrota ciągnęli na Florjańską ulicę. Mieczem dobytym zamierzył się Marcik, krzyknął i zmusił ich, że stanęli, w tejże chwili sznur jednym przecinając zamachem.
Wtem i pachołek z ratusza nadbiegł z rozkazem, aby winowajcę nie wlokąc dalej, z miasta wyświecić.