Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kolwiek był, straże osobiście opatrywał nocami — chodził po wałach, ludzi obwoływał i za najmniejsze niedbalstwo karał surowo.
Na miasto jeżeli szedł teraz, co mu się rzadziej trafiało, to tylko we dnie i wracając zawczasu; ludzi zaś z załogi nie puszczał prawie i przed wieczorem wszyscy na miejscach musieli być.
Na coś się w mieście zanosiło. Suła wiedział przez swoich. Przychodzili nieustannie za sprawami do sędziego na gród żydzi, a ci wszyscy niemal od Muszy i Lewka przynosili ostrzeżenia i pogłoski. Obawiali się oni o siebie, gdyby uchowaj Boże, w mieście się co zmienić miało.
Jesień już była dość późna, wieczór cichy, pogodny, piękny.. W mieście panował spokój i cisza dziwna, jakby wszystko wymarło. Marcik, który po wałach chodząc przysłuchiwał się i rozglądał — nie mógł zrozumieć dla czego tak zawczasu w mieście się, na spoczynek gotowano. Ruchu w ulicach nie było żadnego.
W kościołach dzwony zaczęły się odzywać na modlitwę wieczorną, gdy Sule, który ucho miał bardzo czułe, zdało się, iż w dali tentent koni usłyszał gromadny.
Szło coś, — wojsko, czy stado, ale zwolna, mierzonym krokiem.. i zbliżało się.
A im bliżej było, tem Suła pewniejszym się czuł, iż albo książe z wojskiem powraca, lub inne