Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 161.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

opodal nieco się trzymając, poglądali na siebie porozumiewając się, a oczyma wskazując Wójta, jakby mówili.
— Oto winowajca!
Ci na uboczu miejsca sobie obrali.
Wójtowie, jak przystało, wysunięci naprzód, ręce trzymali w kieszeniach, oba jak noc posępni. Herman tuż przy Wójcie stał, jakby mu posiłkować zamierzał i chciał dodać odwagi. Reszta spozierając po izbie słuchała wrzawy dochodzącej z rynku.
Wójt Albert długo się wahał nim rozpoczął.
— Trzeba radzić — rzekł w końcu głosem stłumionym — książe Bolesław domaga się sam nie wie czego. Ziemian mieć chce.
Ramionami poruszył.
Nikt się nie spieszył z odpowiedzią, czekano co więcej powie. Albert oczyma potoczył do koła, ciężko mu było przyznać, do czego miasto doprowadził, wolał odpowiadać na wymówki, niż sam się tłumaczyć.
Spoglądał i wyzywał napróżno. Wójtowie podnieśli głowy, Herman z Raciborza człek gwałtowny, widząc, że Albert się ociąga, począł za niego:
— Musiemy radzić o sobie, abyśmy nie mieli biedy. Zdradzili nas wszyscy. Wołali przeciw Łoktkowi, że go zasię nie chcą — że musi iść precz; powiadali, że byle się Kraków zdał, oni