Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wójt wargi do krwi gryząc, zwrócił się do Hermana.
— Każcie ludzi zbierać i zbroje gotować!
To rzekłszy za czapkę pochwycił i groźno powiódłszy oczyma po radnych i Wójtach, wysunął się krokiem ociężałym i nie pewnym. Herman z Raciborza wnet za nim podążył. Ci co pozostali spoglądali na się, badając się wzajemnie.
— Próżne to wysiłki — rzekł Ortlieb. — Biskup nam nie wiele pomoże, bo tam mała garść kleszych sług, co ampułki zdatniejsi nosić niż miecze. Nasza czeladź w szynku bije się dobrze, ale na wały iść i do bram szturmować!!
Rozśmiał się gorzko. Tylman rzekł ponuro:
— Wójt, bo głowę postradał! Darmobyśmy rozkazy dawali, aby się jeno zbłaźnić!
Zwątpienie ogarnęło wszystkich, wzdychając rozchodzić się poczęli.
Albert wracał do swojego domu, w którym teraz gościem był nie panem. Małą izdebkę ciemną zajmował na dole, gdzie droższy sprzęt swój zgarnął. Na zydlu tu czasem drzemał, bo mu rzadko zasnąć dawano. Ledwie wszedł, gdy pachole strojne, wbiegło od ks. Opolskiego wołając go jak sługę:
— Do pana!
Czując na co zszedł Wójt dzikiem odpowiedział wejrzeniem — lecz musiał być posłusznym. Wstał zaraz i na wschodki wstępować zaczął.