Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jęczeć i kląć babska rzecz — zaryczał ogromnym głosem Hincza Keczer — radźmy!
— Gdyby rada jaka była! — przerwał Piotr Moryc.
— Jest rada jedna, że choć się wszystkich nie ocali, niektórym przynajmniej łby na karkach zostaną — odezwał się Paweł z Brzega. — Ślązacy jutro wychodzą, my musimy jechać do księcia Władysława, aby mu pokazać, żeśmy nie wszyscy z Albertem trzymali, — a prosić i błagać, by łaskaw był.
— Tak — odezwał się Hincza z Dorneburga — i pierwszych, którzy mu się przed oczy nawiną w gorącości powiesić każe! Ja go znam! U niego zowie się, że całe miasto winno... Nie przebaczy nikomu! — Zemsta będzie okrutna. Ten co nas zgubił, pójdzie na Szląsk uwięziony i głowa mu się ostoi na karku — z nas żaden nie pewien swojej.
— Nie może to być — przerwał Keczer. — Dużo padnie ofiarą, miasta przecież z ziemią nie zrówna, bo mu ono potrzebne.
— Ale niemców wszystkich przegna precz!
— Nadto nas jest! pustki by zostały.
Spierali się z sobą. Paweł obstawał przy swojem, aby do księcia słać posłów i dodawał po cichu, że się spodziewa znaleźć pośrednika, który rozgniewanego Łoktka ułagodzić może.