Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kat bierz! pojadę! krzyknął Marcik, ale Greta moja! Paweł głową kiwnął — czynił ofiarę niemałą, bo — bo miał może nadzieję, że sam ją weźmie.
— Stój że tu — mówił spiesznie Marcik. Biegnę do kasztelana Pakosława opowiedzieć mu się. — Pomogę wam ile zmogę — Bóg jeden wie! Ale Gretę choć by przyszło gwałtem brać — pomożecie mi?
— Bierz, bierz! zamruczał Paweł — choć — stanie ci ona kością w gardle!
— Gardła ja swego dopilnuję — rzekł Marcik wesoło — bylem ją miał!
Około południa, gromadka z kilkunastu koni złożona, z Marcikiem Sułą na przedzie, z miasta wyciągnęła. Miano języka o księciu, że już w drodze do Krakowa był, bo Trepka wprost doń jechał, oznajmując, że miasto otworem stoi...
Trzeba było tylko Ślązaków przepuścić, nie spotykając się z niemi — bo gdyby się zetknęły dwa wojska, Łoktek za swoich nie ręczył, do utarczki przyjść mogło...
Z Marcikiem jechali do księcia: Paweł, Hanusz z Muchowa, Hincza Keczer, Niklasz z Zawichosta i Amylej z Muchowa. Czeladzi z sobą wiele nie brali, chędogo lecz ubogo, od miasta w żałobie wybrali się posłowie.
W drodze ledwo kto przemówił słowo, patrzali z trwogą przed się, a u każdego krzyża