Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wywlekały na wpół żywych, zauszników i pomocników Wójta Alberta, ku szubienicom, za wrotami stojącym.
W mieście trupy leżały po ulicach, stały przy ścianach, w rynku kat i oprawcy ścinali.
Trzeciego dnia — cicho było jak w grobie.
Wójtowski dom cieśle i murarze przerobili na zamek wśród miasta, mający strzedz tego, co w niem pozostało.
Na ratuszu zasiadali Radni, ale nie z wyborów, tylko z ramienia pańskiego. Wola księcia była prawem... Kasztelan miał rządzić miastem i już pachołkowie jego kamienice i dworzyszcza winnych na skarb zajmowali.
Wymarłe stały ulice — martwy był rynek — pogrzeby ciche szły bez śpiewów ku cmentarzom, a za niemi kobiety zapłakane.


Marcik dobijał się do wrót Pawła, które mu nierychło otworzono. Paweł z Brzega wyznaczony Burmistrzem był na Ratuszu. Boczną furtą wszedł Suła do dworu Grety. I tu cisza była i pustki, choć wóz świeżo wyprzężony kazał się domyślać że wdowa powróciła.
Zwolna wszedł do izby jej Marcik. Siedziała w istocie pod oknem, jak posąg blada. Spojrzała na przybyłego, który się zatrzymał w progu. Mierzył ją oczyma tylko.